Cisza...
Witam serdecznie,
w sumie nie ma o czym pisać, nic się nie dzieje...Jakis marazm mnie dopadł, ale codziennie tu wchodzę i czytam, cieszę oko waszymi wpisami...ale może coś naskrobię...
Otóż geodeta był, ale to dłuższa historia...zastanawiam się czasami czy to ludzie nie chcą zarobić, czy to naprawdę złośliwosć rzeczy martwych. Zacznę od początku:
Byliśmy z geodetą umówieni na 10 czerwca roku pańskiego 2011. I co i d...nawet nie zadzwonił. No to oczywiście ja zadzwoniłam, a Pan a to się nie wyrobił, a to nie wziął jeszcze mapek ze starostwa, a to trzeba zawiadomić sasiadów, ale jeszcze tego nie zrobił, ale juz na pewno uwawiamy się na 22 czerwca tego samego roku. No i dalej czekalismy... 22 dzwonię, przypominając się, że na dzisiaj jestesmy umówieni,a le tak w sumie nawet nie wiem na którą. oK.12 może być, Pan pojedzie po męża, a ja się urwę z pracy, przeciez trzeba uwiecznic to na zdjęciach. OK, Przyjechał o 13, ale co tam skoro już jest godzina poslizgu, niech mu bedzie, a co taka bede wyrozumiała.
No i czekamy, Pan rozłożył sprzęt, ja dwie focie strzeliłam, czekamy...czekamy, Pan z pendrive wgrywa dane, czekamy...i aby nie przedłużać, nie wgrał danych, nie połączył się, nie może wymierzyć, nie wiem... przyjedzie w piatek (24 czerwca), jak wgra dane, połaczy się to wytyczy...Mąż zadzwonił, czy wytyczył, wytyczył, ale my nie pojechalismy, bo byliśmy na grillu. Żeby to nie jeszcze nie było, że koniec, zajezdżamy w poniedziałek 27, żeby się rozliczyć, a Pan na to że w sumie może wziać tylko połowę, bo nie zawiadomił sąsiadów i dopiero jak zawiadomi, nam tez wyslę pismo i pojedziemy w wyznaczonym terminie...na przegląd działki. I tak to było z geodetą...W sumie Pan był miły, ze stoiskim spokojem, chyba nic nie mam do niego, jeszcze tłumaczył nam co i jak z ogrodzeniem, i nawet jak ponownie pojedziemy na działkę i wytyczymy linie na ogrodzenie, to nam sprawdzi czy dobrze...czyba naprawde trzeba wierzyc w ludzi...
Pozdrawiam z deszczowej Lubelszczyzny